Zacznijmy od śniadania. W USA bardzo popularny jest brunch, czyli śniadanie połączone z lunchem, jedzone głównie w weekend w godzinach około południowych. Na taki brunch można wybrać coś śniadaniowego, lub coś obiadowego. W tradycyjnych barach śniadania serwowane są cały dzień oraz jest oczywiście niekończąca się dolewka kawy. Na zdjęciu jest stek z jajecznicą oraz hash brown czyli coś jakby placek ziemniaczany, kolejny talerz to oczywiście wielki amerykański naleśnik z masłem, obok tradycyjnie boczek i jajecznica. Moja porcja to omlet w środku z serem i warzywami, porcja owoców i tost.Na obiad również tosty. Kanapki w USA są bardzo popularne i znajdziemy je w każdej knajpie serwującej kuchnię amerykańską. Tutaj zdjęcie z restauracji w San Francisco, kanapka Ruben, czyli peklowana wołowina, kiszona kapusta i dressing w pełnoziarnistym toście. Do tego pieczone ziemniaczki i ogórek w ramach sałatki 🙂To samo z innej perspektywyA oto mój wybór, cheese steak philly sandwich, czyli kanapka z wołowiną smażoną z grzybami, papryką i cebulą oraz oczywiście ser.Na deser doskonałe domowe loty, bez wafelka za to w ciastko chocolate chip cookie, czyli takim chrupiącym z wierzchu i ciągnącym w środku z kawałkami czekolady. Pycha 🙂Kolacja w modnej knajpce w San Francisco w dzielnicy Mission. Burger z frytkami.Oraz kanapka z jagnięciną i rukolą.Dzień dobry kolejnego dnia 🙂 Zapraszamy na brunch. Kanapka z pulled pork, czyli szarpaną wieprzowiną ( o dziwo wieprzowina w USA jakoś bardziej mi smakuję i nie wydaje się wcale tłusta), do tego tradycyjny dodatek mac’n’cheese czyli makaron zapiekany w sosie serowym.Kolejny burger ze zdrową sałatką oraz kawa.Moje śniadanie, kanapka z szynką i jajkiem sadzonym do tego pieczone ziemniaki.Obiad, genialne burgery. Były naprawdę bardzo dobre, chyba jedne z lepszych jakie jadłam, mimo, że nie były zbyt fit i trochę tłuszczyku to w nich było, ale za to smak wyborny. Do tego bardzo fajne frytki, posypane świeżym rozgniecionym czosnkiem, serem oraz ziołami, naprawdę super 🙂A oto burger w przekroju, przepyszny! 🙂Wyjechaliśmy z San Francisco i pojechaliśmy prosto do Napa Valley, czyli doliny słynącej z uprawy winogron, robienia wina oraz ogólnie bardzo dobrych produktów. Nasze dania: Dla mnie ryba z pyszną świeżą surówką coleslaw, drugie danie to burger z serem pleśniowym i chrupiącą cebulą. Do tego lokalne wino oraz lokalne piwo.Zbliżenie na moją rybę, danie z lekko meksykańskimi inspiracjami, gdyż zawierało również czarną fasolę oraz lekko pikantną salsę pomidorową. Meksykańskie wpływy są bardzo widocznie w całych Stanach, ale w Kalifornii szczególnie.Oraz pyszny burger w zbliżeniu 🙂Robiąc samochodowy trip po USA okazuje się, że dużą część czasu przejeżdżamy przez zupełne pustkowia, gdzie ciężko jest trafić na jakieś miasteczko a co dopiero mówić o jakimś sensownym jedzeniu. Nie chcieliśmy jednak żywić się w fast foodach, chociaż niejednokrotnie to były jedyne miejsca z jedzeniem jakie dało się znaleźć… Jednak kupiliśmy sobie do auta jakieś przekąski w stylu orzechów, żeby w razie czego nie głodować, bo ja powiedziałam że wolę już być głodna niż jeść w fast foodach. Czasem ciężko było znaleźć coś sensownego, ale warto poszukać. Oto niepozorna pizza, którą udało nam się znaleźć już dość późno w nocy podczas najdłuższego odcinka naszej podróży z San Francisco do Salt Lake City. Pizza była zdecydowanie w stylu amerykańskim, na puszystym cieście i z dużą ilością sera, ale smakowała naprawdę wyśmienicie 🙂A oto już zdjęcie z Salt Lake City. Trochę eksperymentów gdyż zamówiłam burgera z masłem orzechowym i bekonem. Połączenie niecodziennie, ale powiem szczerze że udane. Chociaż burger sam w sobie powinien być bardziej soczysty.No i największy burger jakiego widziałam… 30 cm tłuszczu, cholesterolu, mięsa, sera, bekonu, szynki i sosu majonezowego… Czysta rozpusta. Oczywiście zamówił go mój luby i nie udało mu się zjeść całej porcji (nie dziwne).Kolejne miejsce po środku niczego. Budka z tacosamiA oto same tacosy, jedne z kurczakiem, drugie z wołowiną. Szału nie było ale jak na środek nigdzie nie było też takie złe.A tutaj nam się trafiło fantastycznie. W drodze do Archers National Park znaleźliśmy knajpkę serwującą zdrowe jedzenie 🙂 Moje śniadanie to pełnoziarnista tortilla z awokado, bekonem i pomidorami. Do tego pyszne świeże warzywa i super sos o nazwie green goodness.Do tego na deser serniczek z polewą miodowo brzoskwiniową, przepyszny! 🙂Po zwiedzeniu Parków Archers oraz Canyonlands przemieściliśmy się bardziej na południe. Zmienił się też krajobraz, z pustyni w zdecydowanie bardziej zielony. Tutaj był prawdziwy dziki zachód, wielkie farmy, pasące się krowy, przepięknie. Na kolację zdecydowaliśmy się więc pójść do Steak House’u. Na zdjęciu kurczak i żeberka BBQ, powiem wam że to jedne z lepszych żeberek jakie jadłam i zdecydowanie jedno z lepszych dań naszego wyjazdu. Żeberka wręcz rozpływały się w ustach, a domowy sos BBQ był po prostu mistrzowski 🙂Do tego pyszny stek i pieczone ziemniaczki 🙂Po pysznej kolacji i spokojnej nocy pora znowu na śniadanie. Tosty z serem i stekiem, naprawdę zacne.Dla mnie omlet z warzywami, do tego hash browns, czyli placek ziemniaczany oraz specjalny muffin (albo raczej scone) z Utah, smażony w głębokim tłuszczu i lekko słodki.Po ciężkim dniu zwiedzania Bryce Canyon, znowu pora na steak house. Pyszny stek z frytkami.Do tego sałateczkaOraz moje danie, pstrąg tęczowy z okolicznych rzek, sos tatarski masełko czosnkowe i frytki ze słodkich ziemniaków. Wszystko było bardzo bardzo dobre, chociaż mój Luby naśmiewał się ze mnie że w steak housie zamówiłam rybę :pNa deser ciasto z pekanami, pecan pie. Niestety nie było w moim guście gdyż było zdecydowanie za bardzo budyniowe.Kolejne pyszności na talerzu. Zdecydowanie pod względem jedzenia w tej części Utah (okolice Bryce Canyon, Zion i Capitol Reef) było najlepiej. Na zdjęciu kotlet schabowy w amerykańskim wydaniu, z puree, sosem i szparagami.Na przystawkę pyszna zupa z małży – chowder, kremowy i pyszny. Do tego domowe pieczywo.A moje danie to kurczak z sosem marsala i grzybami, do tego różne zboża, powiem szczerze, że poza dzikim ryżem ciężko mi było rozpoznać co dokładnie to było, ale smakowało bardzo dobrze.Mały mix zdjęć z dzikiego zachodu.Śniadanie na dzikim zachodzie, dzień dobry! 🙂 Moja porcja to omlet z warzywami i awokado, druga porcja to omlet lekko meksykański z szynką i fasolką. PysznościTradycyjnie w USA, jedyny Fast Food, który uważam za smaczny – meksykańskie Chipotle. Burrito z ryżem, fasolką, mięsem oraz masą warzyw i sosami.Takim oto sposobem przejechaliśmy już stan Utah i znaleźliśmy się w Arizonie. W bardzo przyjemnej restauracji przy drodze 66 zjadam rosół z lanymi kluskami.Oraz sałatkę ze stekiem, pieczoną papryką, prażoną cebulką oraz ostrym sosem.A tutaj znowu burger i onion rings. Z reguły krążki cebulowe mają masę panierki i wcale nie czuć w nich cebuli, te jednak miały masę cebuli i tylko trochę panierki.Wielki Kanion za nami, jesteśmy w Las Vegas. Zaraz obok kasyna i hotelu Paris Paris (tego z podrobioną wieżą Eiffla) jest francuska restauracja, która oczywiście serwuje amerykański brunch, lekko na francuską nutę. Kanapki z jajecznicą, pomidorami i sosem green goodness (koniecznie muszę znaleźć przepis i przygotować to w domu).Oraz jajko w koszulce z szynką i ziemniaczkami. Wszystko było lekko ekstrawaganckie, ale bardzo smaczne.Moje kanapki w przekroju.Po przejechaniu przez Dolinę Śmierci, gdzie było aż 50 stopni zdecydowanie zrobiliśmy się głodni. Zwłaszcza, że bardzo daleko za Doliną była najbliższa miejscowość. W niepozornej knajpie trafiliśmy na meksykańskie jedzenie, które było po prostu pyszne. Ta nieładnie wyglądająca paćka obok ryżu to fasolka, posypana serem, która była wprost genialna! Do tego burrito z masą mięsa i ostrym sosem. Geniusz.Domowe naczosy i domowe sosy salsa.Fajitas z wołowiną i warzywami, do tego kukurydziane tortille. Porcja była tak słuszna, że mimo iż byłam bardzo głodna została mi jeszcze na kolejny dzień na śniadanie.Stąd też zaczynamy od obiadu 🙂 I jesteśmy już w Los Angeles. Trafiliśmy na Farmers Market, który oczywiście nie miał wiele wspólnego z farmerami tylko był raczej hipsterski, ale za to jedzenie serwowali pyszne. Lekko unowocześniona wersja mac’n’cheese, pyszności i do tego jeszcze grillowany kurczak.Margarita to jeden z popularniejszych drinków w USA. Tutaj w wersji Mango + jalapeno. Była naprawdę ostra 🙂Kanapka ze smażonym kurczakiem oraz coleslawem, a z boku sałatka cezar z grzankami i parmezanem.Farmers Marketjabłka w czekoladzie. Wyglądają super!Te trochę zbyt kolorowe do jedzenia, ale wyglądają fajnie 🙂Tradycyjne amerykańskie Pie.Flaga amerykańska być musi. Pączki też 🙂Nad oceanem to owoce morza. Przyznam, że to danie jednak mi nie smakowało, gdyż było po prostu zbyt doprawione i zbyt pikantne, więc nie było czuć zupełnie owoców morza.Drugie danie bardzo zdrowe, grillowana ryba, warzywka i sos.A tu tradycyjne amerykańskie owoce morza – w panierze i głębokim tłuszczu do tego fryty i coleslaw. Wszystko tłuściutkie, ale też świeżutkie i pyszne, mamy rybę, krewetki oraz kalmary.Pizza w Santa Barbara, jedzona nad brzegiem oceanu 🙂 Ta nie była amerykańska, tylko bardziej włoska, na cienkim cieście prosto z pieca.Kolejna pizza + lemoniada ze słoika, jak widać nie tylko u nas to modne 🙂Znów jakieś meksykańskie jedzenie z jakiejś budki :p Jedzone późno i w środku nigdzie w Kalifornii w drodze do Sequoia Park. Burrito z ryżem i mięsem (zero warzyw, dużo mięsa) I tacosy.Paradoks USA, czyli im więcej tym taniej. I tak oto 1.5 litra coca coli na stacji benzynowej to 1.19 $, 0.5 litra coca coli to 0.99 $… Często tak jest, dlatego warto jest kupować więcej, ale trzeba na to uważać 🙂 Widzieliśmy też po drodze różne promocje jak np. 2 Big Macki za 5$.Tortilla Gorilla. Pyszności. Quesadilla u góry na stek, paprykę, fasolkę sos jogurtowy i salsę. Quesadilla na dole ma kurczaka, ser oraz pomidory i sosy z pieczonego czosnku oraz awokado.Po zwiedzeniu Parku Narodowego zdecydowanie zgłodnieliśmy. Mój burger to znów eksperyment i to burger grecki, z fetą i oliwkami, muszę przyznać, że bardzo mi smakowało to połączenie. Do tego coleslaw z ostrym sosem.Tu burger z pieczoną papryką i awokado na ostro z pieczonymi ziemniaczkami.Na deser coś co miało być ciastem czekoladowym z solonym karmelem, a okazało się tortem z całą masą kremu i małą ilością solonego karmelu. Trochę inaczej to sobie wyobrażałam, było smaczne ale zdecydowanie za ciężkie i za tłuste.Już wam chyba wspominałam, że w Ameryce kanapki po prostu królują. Tutaj kanapka z szynką i serem, przepyszna. Do tego sałatka makaronowa.A tu tradycyjne Pastrami – czyli peklowana wołowina. Ta kanapka zdecydowanie zapadła mi w pamięć jako wyjątkowo dobra 🙂Po bardzo męczącej wycieczce jesteśmy znów w San Francisco 🙂 Na śniadanie w dniu wylotu jemy bajgle. Tutaj śniadaniowy z jajkiem.A tu bajgiel San Francisco z wędzonym łososiem, pomidorem, kaparami, kolendrą i czerwoną cebulą.No i na koniec piękne papryki z Targu w San Francisco. 🙂
jak dla mnie ciężka kuchnia – sosy , smażone . Nie liczne dania fajne.